– Emocji w derbach Łodzi będzie sporo, bo dawno przy takiej publiczności nie było takiego meczu, w którym trudno wskazać zdecydowanego faworyta – mówi o derbach Łodzi Radosław Mroczkowski, były trener Widzewa.
Kto jest faworytem derbów Łodzi?
Radosław Mroczkowski: Patrząc na sytuację w tabeli i ostatnie mecze, to Widzew. Także dlatego, że gra u siebie. Wiemy jednak, że derby rządzą się swoimi prawami i nie zawsze przewidywania się sprawdzają.
Ale jako trener może pan ocenić, kto jest silniejszy?
– Wielu zawodników będzie po raz pierwszy grało w łódzkich derbach, więc trudno ocenić, jak zareagują. Dla większości będzie to coś nowego, bo to komplet publiczności i duże ciśnienie dla jednych i drugich. Stadion będzie atutem gospodarzy. Trzeba potrafić to wytrzymać, bo doping i atmosferę czuć. Byłem na niedzielnym meczu ŁKS-u z Arką Gdynia i słyszałem, że gra w nim reprezentacja Łodzi, choć ja mam wrażenie, że w ŁKS-ie jest więcej Hiszpanów niż Polaków.
Jakie atuty ma ŁKS?
– ŁKS w swoim optymalnym składzie, bo dotychczas ma sporo kłopotów, na pewno ma wielu zawodników potrafiących grać w piłkę. Chodzi mi szczególnie o Hiszpanów. Przede wszystkim są to atuty w ofensywie. ŁKS zatracił jednak ostatnio atut w postaci utrzymania się przy piłce, a powodem jest dużo rotacji w składzie. Kibice mogą się martwić, bo trudno przewidzieć jedenastkę.
Mówi pan o dobrej grze ofensywnej Widzewa. A jakie są słabsze strony drużyny? Trener Korony Kielce mówił o grze obronnej?
– Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Widzewiacy dostali czerwona kartkę w Kielcach, ale potrafili się wybronić w meczu z silnym rywalem, grającym u siebie. Pokazali, że są w stanie utrzymać korzystny wynik. Może słabszą stroną jest obrona przy stałych fragmentach, ale mogę się mylić. W spotkanku z Koroną było wiele rzutów było wiele rożnych, zamieszania w polu karnym, lecz gola nie stracili.
Widzew stracił jednak w Kielcach dwóch kluczowych środkowych pomocników?
– Zawodnicy, którzy są w szerokiej kadrze, są w stanie zastąpić Letniowskiego i Hanouska. Tettehowi czy innym brakuje minut w lidze, ale gdy wchodzili na boisko w poprzednich meczach, Widzew nie tracił na jakości. Na pewno bez Letniowskiego i Hanouska w grze będzie mniej kreatywności. Dlatego przewiduję, że mecz będzie szarpany z powodu stawki.
Od dawna mówi się, że tak wysoka stawka meczu sprawia, że przeciętnym zawodnikom mobilizacja pęta nogi. Tym razem może być podobnie?
– Raczej nie. Emocji będzie sporo, bo dawno przy takiej publiczności nie było takiego meczu, w którym trudno wskazać zdecydowanego faworyta. Doping na pewno będzie nieprawdopodobny. Dużo będzie zależało od sędziego, od tego, na co pozwoli na boisku. Czy da pograć, czy da dziesięć kartek, jak kiedyś z Bełchatowem, kiedy kończyliśmy mecz w dziewiątkę. Ważne, żeby nie popsuć tego meczu, gdy na przykład któraś z drużyn straci zawodnika.
Prowadził pan drużynę w kilku meczach derbowych. Czy wcześniej w szatni czuć, że zbliża się wyjątkowe wydarzenie?
– Gdy przed sezonem ogłaszany jest kalendarz gier, najpierw patrzy się, kiedy są derby. Czeka się na ten mecz i czuć to w szatni. Media zajmują się tym tematem, kibice te z interesują się dużo bardziej niż innymi spotkaniami. Teraz też zainteresowanie jest ogromne, bo to są szczególne derby. Punkty do zdobycia są takie same, jak w każdym innym spotkaniu, ale mecz jest o coś więcej.
Które z derbów Łodzi zapamiętał pan najbardziej?
– Dla mnie szczególne były derby, gdy Pinheiro zabawił się w zawodnika kung-fu i trafił w klatkę piersiową Mięciela. Przez to musieliśmy grać w dziesiątkę i nie udało się odrobić strat. Pamiętam też, gdy wpuściliśmy w pierwszy składzie Kubę Bartkowskiego, który debiutował. Bardzo dobrze sobie poradził.
Jaki będzie wynik derbów Łodzi?
– 2:1 da Widzewa. ŁKS ma stratę do czołówki, ale czas ma szansę zająć miejsce w szóstce i zagrać w barażach. Pogubił punktów, bo było dużo rotacji w defensywie, słabsza też jest skuteczność. Mimo to wydaje mi się, że jest szansa na awans obu łódzkich zespołów do ekstraklasy.